Po calym dniu w drodze, przy przepieknej pogodzie przesiadajac sie ze 4 razy dotarlem do Chitumba. Myslalem ze zostane troche nad jeziorem jednak nastepnego dnia wszystko sie zmienilo! Zaczal padac desz wiec nici z plazowania, wiec postanowilem pojechac do Livingstonii, podobno ciekawego malego kolonialnego miasteczka. Jednak ciezko tam z transportem, a w strugach deszczu jakos nie kwapilem sie do spaceru pod gorke. I tak czekajac na transport patrze na druga strone ulicy i nie moge uwierzyc. Najpierw widze bialego goscia, wygladajacego jak Ron(gosc z Izraela ktorego poznalem w Etiopii w Konso), potem patrze jeszcze raz i widze Jennifer(Australijke ktora poznalem i wraz z jej mezem podrozowalismy razem przez kawalek ugandy i Rwandy). Okazalo sie Ze podrozuja razem od zachodniej Tanzanii jest z nimi jeszcze jeden fracuz. Jechali do Rhumpi, nagle podjechal autobus i postanowilem pojechac z nimi :)