To chyba najslynniejsze miejsce, ikona Etiopii. Mnie jednak troche zawiodla. Choć sama podróż juz była ciekawa tu pierwszy raz poznalismy smak liści czatu(qat), co nam pomogło podejsc bardziej na luzie do zepsutego autobusu(patrz zdjecia). A Lalibela nie zachwicił, zapewne czesciowo dlatego ze juz sporo kosciolow obejrzalem w Tigray, ale zapewne rowniez dlatego ze wiekszosc z nich przykryto szpetnymi dachami... coz. Nie pomoglo rowniez to ze tutaj nabawilem sie pierwszego ztrucia pokarmowego, a potem droga do addis autobusem daleka, bo choc to jedyne 550km to podrozuje sie 2 dni i to w oba dni autobus odjezdza o 5ej rano wiec trzeba wstac praktycznie w srodku nocy aby sie dopchac do autobusu, zaladować bagaze na dach :) Taki urok podróżowania po Etiopii.